U stóp wulkanu…

Gdyby ktoś nam kilka lat temu powiedział, że znajdziemy się u stóp aktywnego wulkanu i spędzimy tam kilka dni, nigdy w to nie uwierzylibyśmy.

Początkowo mieliśmy jechać do Riobamby, ale po sprawdzeniu prognozy pogody to stwierdziliśmy, że będzie z tego duży „dym” 🙂

P1020721
Tym razem zawitaliśmy do Banos, malowniczo położonej miejscowości w górach. Miejsce to słynie z możliwości uprawiania różnych form aktywności takich jak zjazdy canopy, rafting, wspinaczka na wulkan, skoki na bungee…

Na nas jednak wrażenie zrobił punkt widokowy odsłaniający czynny wulkan. W biurze podróży wspominali nam, że czasami można zobaczyć lawę. Nie powiedzieli nam tylko, że z taką częstotliwością.

IMG_6082IMG_5997
A jako, że się nam spodobało, zostaliśmy tutaj jeszcze na święta…

Nie ma bunkrów, ale…

Kolejne dni na Ometepe. Mała wyspa, ludzie nas pytają co my tutaj robimy? Hm… w zasadzie to trudy dnia codziennego: wspinamy się na punkty widokowe, zwiedzamy pobliskie wodospady, obserwujemy mieszkających tutaj ludzi, staramy się odszyfrować petroglify porozrzucane po wyspie. Musimy też poznać tutejsze drogi ewakuacyjne, gdyby okazało się, że aktywny wulkan postanowił o sobie przypomnieć podczas naszego pobytu.

A od czasu do czasu organizujemy sobie rajdy rowerowe, momentami przypominające safari, po kamienistych drogach lub ich substytutach.

Nie zapominamy o najnowszej technologii i nawet w parkach narodowych próbujemy nawiązać kontakt ze znajomymi. Niestety bezskutecznie. Facebook jest wszędzie, Internet już niekoniecznie… Ale i tak ‘Lubimy to!’ 🙂

A tak ogólnie to na wyspie odpoczywamy, patrząc każdego wieczora na wulkany przy zimnym piwku lub rumie. Zbieramy siły do dalszej podróży. Wyspa niby mała, niby mało ciekawa, ale my stwierdziliśmy, że…

Prawie jak nad morzem…

Nikaragua, kraj w którym wulkany wyrastają jak grzyby po deszczu. Znajduje się tutaj ich kilkadziesiąt. Widać je wszędzie dookoła. My udaliśmy się na wyspę Ometepe, jedną z kilkunastu znajdujących się na Jeziorze Nikaragua, której centralnym punktem wyspy jest…? A właściwie to są? Oczywiście, dwa wulkany 🙂  Owiane chmurami, nam prezentowały się jak statki kosmiczne – aż się baliśmy, że nas porwą Marsjanie 🙂

Ta niewielka wyspa zamieszkana przez ok 40.000 osób jest ostoją spokoju. Nikt tutaj nigdzie nie biegnie, nigdzie się nie śpieszy. Autobusy kursują z dokładnością do 60 minut. Nie ma się co dziwić. Pokonują takie trasy, gdzie nikt chyba nigdy nie słyszał o asfalcie czy betonie.

Jeśli ktoś jest głodny to idzie złowić ryby, jeśli ma ochotę na deser to zrywa sobie banany. W międzyczasie krowy i inne zwierzęta pasą się na pobliskich pastwiskach lub drogach…

A jeśli ktoś chce się zrelaksować to idzie pograć w piłkę lub posłuchać szumu fal. Tak, na tym jeziorze są fale. Czasami takie jak na morzu. Ale nie ma się czemu dziwić, skoro jezioro ma prawie 150 km długości, a wiatr delikatnie muskając powierzchnię wody kieruje ją w kierunku lądu. Dlatego czuliśmy się tam prawie jak nad morzem…

Usta piekieł

Zawsze się zastanawialiśmy co jest najciekawsze w podróżach? Miejsca owszem, ale nie tylko. Najlepsza jest jednak możliwość poznania mieszkańców i ich zwyczajów. A że zbliżał się 1 listopada postanowiliśmy sprawdzić jak tutaj obchodzi się to święto – może się do nich przyłączymy? Okazuje się jednak, że w Nikaragui mieszkańcy idą na cmentarz i śpią całą noc przy grobach bliskich. Mamy spać całą noc przy grobach? Szybko zrezygnowaliśmy z tego pomysłu 🙂

Trzeba znaleźć jakąś inną alternatywę. I znaleźliśmy… wulkan Masaya. Dlaczego? Bo to miejsce, gdzie życie straciło wiele osób.

Indianie składali tutaj ofiary z dziewic i dzieci, aby ułaskawić gniew bogów. Nic to jednak nie pomogło – wulkan nadal swą aktywnością powodował dookoła same zniszczenia. W późniejszych czasach Hiszpanie, którzy tutaj przybyli, nazwali ten wulkan „ustami piekieł”. W XVI w. postawili tutaj nawet krzyż „La cruze de Bobadilla”, który był częścią odprawianych tam egzorcyzmów.

A jeszcze nie tak dawno temu, dyktator Somoza zrzucał z helikoptera do krateru wulkanu opozycjonistów…

Faktycznie wulkan robi wrażenie, tym bardziej że jest on aktywny. Cały czas wydobywają się z niego gazy, a zawartość siarki powoduje, że nie można zbyt długo przebywać w pobliżu krateru. Patrząc na jego otoczenie widać to wyraźnie.

My jednak postanowiliśmy rozejrzeć się po okolicy, zobaczyć jakie widoki są z drugiej strony wulkanu Masaya.

Cisza, spokój, Antigua

Antigua czyli Stara. Miasto kiedyś było nie tylko stolicą, ale także ekonomicznym, religijnym, politycznym i kulturalnym centrum dla całego regionu. Niestety po potężnych trzęsieniach ziemi w roku 1773 miasto zostało bardzo poważnie zniszczone. Ówczesne władze kolonialne postanowiły odbudować stolicę w innym, mniej zagrożonym miejscu. W taki sposób powstała obecna stolica miasto Guatemala.
Antigua została częściowo odbudowana, ale ślady zniszczeń wielu budynków wybudowanych w stylu baroku kolonialnego widać do dziś. Co ciekawe, ze względu na rozległe zniszczenia miasta, w 1776 roku nakazano całkowite jego opuszczenie. Jednak wiele osób pozostało. I bardzo dobrze, bo Antigua to bardzo urocze i spokojne miejsce. Czasami ma się wrażenie, że za spokojne, bo na szerokich ulicach czy starym rynku nic się nie dzieje. I dziwić się można tylko dlaczego we wszystkich oknach zainstalowane są kraty…

Miasto otoczone jest wulkanami Agua, Acatenango i Fuego z czego ten ostatni jest nadal aktywny. Na szczęście wydobywa się z niego głównie tylko dym, rzadko lawa.

Miasto słynie z nauki języka hiszpańskiego. Faktycznie jest tam wiele szkół językowych, a wiele spotkanych wcześniej osób wspominało, że właśnie w Antigua wybrali się na kurs. Dlaczego? Może właśnie dlatego, że jest tutaj cisza i spokój tak potrzebna do nauki. Jeśli jednak zamierzacie jedynie zwiedzać miasto to jeden lub dwa dni wystarczą. Ale właśnie na ten jeden lub dwa dni opłaca się tutaj przyjechać, aby odpocząć.