Nikaragua, kraj w którym wulkany wyrastają jak grzyby po deszczu. Znajduje się tutaj ich kilkadziesiąt. Widać je wszędzie dookoła. My udaliśmy się na wyspę Ometepe, jedną z kilkunastu znajdujących się na Jeziorze Nikaragua, której centralnym punktem wyspy jest…? A właściwie to są? Oczywiście, dwa wulkany 🙂 Owiane chmurami, nam prezentowały się jak statki kosmiczne – aż się baliśmy, że nas porwą Marsjanie 🙂
Ta niewielka wyspa zamieszkana przez ok 40.000 osób jest ostoją spokoju. Nikt tutaj nigdzie nie biegnie, nigdzie się nie śpieszy. Autobusy kursują z dokładnością do 60 minut. Nie ma się co dziwić. Pokonują takie trasy, gdzie nikt chyba nigdy nie słyszał o asfalcie czy betonie.
Jeśli ktoś jest głodny to idzie złowić ryby, jeśli ma ochotę na deser to zrywa sobie banany. W międzyczasie krowy i inne zwierzęta pasą się na pobliskich pastwiskach lub drogach…
A jeśli ktoś chce się zrelaksować to idzie pograć w piłkę lub posłuchać szumu fal. Tak, na tym jeziorze są fale. Czasami takie jak na morzu. Ale nie ma się czemu dziwić, skoro jezioro ma prawie 150 km długości, a wiatr delikatnie muskając powierzchnię wody kieruje ją w kierunku lądu. Dlatego czuliśmy się tam prawie jak nad morzem…