To nic, że…

Jest kilka miejsc na świecie, które od zawsze chcieliśmy odwiedzić. Mamy to zawsze na uwadze planując wakacje lub kolejne wyjazdy, choć wiadomo, że wszystkiego nie da się zobaczyć. Ale skoro już jesteśmy w Ameryce Południowej to koniecznie i za wszelką cenę chcieliśmy dostać się do wodospadu Iguazu.

To nic, że oddaliliśmy się od naszego miejsca wylotu o jakieś 1500 km, to nic że spędziliśmy prawie 30 godzin w autobusie, i jak się później okazało, prawie drugie tyle w drodze powrotnej.

To nic, że zachowywaliśmy się jak japońscy turyści, którzy chcą odhaczyć kolejne miejsce na mapie. Choć trzeba przyznać, że miejsce to do tego idealnie się nadaje, bo leży na pograniczu trzech państw, a odwiedzenie wszystkich przejść granicznych nie zajmuje więcej niż godzinę.

To nic, że w ciągu jednego dnia zapełniłem ponad dwie strony paszportu pieczątkami, bo po przyjechaniu do Argentyny okazało się, że bardziej opłacało się wrócić do Paragwaju, wypłacić z bankomatu ile się da, zmienić na dworcu u pana oferującego walutę z krajów, o których nawet nie mieliśmy pojęcia i wrócić do Argentyny. Niby trochę zamieszania, ale za 2-3 tak spędzone godziny zyskaliśmy 100$. Szkoda, że nie można tak robić częściej:-) .

To nic, że przypadkiem zahaczyliśmy o Brazylię, którą początkowo mieliśmy ominąć wielkim łukiem, a tutaj pojawiła się na wyciągnięcie ręki.

To nic, że niektórzy mogą powiedzieć, że zrobiliśmy czy odhaczyliśmy Iguazu.

Najważniejsze jest to, że poczuliśmy na własnej skórze nieokiełznaną siłę tego miejsca, gdzie nie było widać końca kolejnych kaskad, a każdy następny wodospad wydawał się większy. Teraz już wiemy dlaczego na jedno z tych miejsc tubylcy mówią Garganta del diablo, czyli gardło diabła.

130307 IMG_3057
GALERIA