Meksykański Bałtyk

Chcąc nabrać sił przed dalszą podróżą wybraliśmy się na południe. Wybór padł na Puerto Escondido. To prawie jakbyśmy chcieli jechać nad taki polski Bałtyk, tylko że nad Pacyfikiem, temperatura powietrza +32 st.C/ wody +28 st.C. Prawie robi różnicę…

Jak się okazało jest to raj dla surferów – kilkumetrowe fale każdego popołudnia przyciągają dziesiątki osób z deskami. Nas jednak aż tak bardzo to nie cieszyło, gdyż wysokie fale utrudniały wejście i wyjście z wody. Ale przynajmniej było zabawnie..:)

Puerto Escondido, a raczej hostel w jakim nocowaliśmy okazał się bardzo ciekawym miejscem. Mimo, iż było poza sezonem, a w miasteczku i innych hostelach widać było pustki, u nas zawsze był komplet. Ściągają tutaj backpackersi z całego świata tworząc niepowtarzalny klimat. Nowi ludzie i niecodzienne historie rozbrzmiewały każdego wieczora w tutejszym barze. A że nasz pokój był naprzeciw baru to z naszego wypoczynku niewiele wyszło. Oczywiście pozytywnie…:)

Co ciekawe pierwszego dnia na pięciu spotkanych tam Australijczyków, aż czterech z nich było w Polsce. A gdzie? W Krakowie. Inne miasta powinny brać przykład…

Gdzie impreza goni imprezę…

San Miguel de Allende okazało się być nie tylko miejscem spokojnym i klimatycznym, ale również tętniącym życiem. Codziennie odbywa się tam jakaś impreza, parada, festyn, pokazy zabytkowych aut czy cokolwiek ktoś sobie wymyśli. Spędziliśmy tam dwa dni i uczestniczyliśmy w dwóch imprezach;)

Pierwszą z nich była parada z okazji dnia patrona miasta. Zdjęcia nie oddają w pełni panującego klimatu – w każdym zakątku miasta słychać było rytmiczne uderzenia bębnów, a rynek był wypełniony po brzegi ludźmi, którzy obserwowali całe widowisko.

Na koniec mieliśmy jeszcze okazję oglądać wyścigi profesjonalnie przygotowanych aut w kategorii “dla amatorów”, czyli takie meksykańskie zawody Red Bull, tylko że metą są snopki siana.