Chcąc nabrać sił przed dalszą podróżą wybraliśmy się na południe. Wybór padł na Puerto Escondido. To prawie jakbyśmy chcieli jechać nad taki polski Bałtyk, tylko że nad Pacyfikiem, temperatura powietrza +32 st.C/ wody +28 st.C. Prawie robi różnicę…
Jak się okazało jest to raj dla surferów – kilkumetrowe fale każdego popołudnia przyciągają dziesiątki osób z deskami. Nas jednak aż tak bardzo to nie cieszyło, gdyż wysokie fale utrudniały wejście i wyjście z wody. Ale przynajmniej było zabawnie..:)
Puerto Escondido, a raczej hostel w jakim nocowaliśmy okazał się bardzo ciekawym miejscem. Mimo, iż było poza sezonem, a w miasteczku i innych hostelach widać było pustki, u nas zawsze był komplet. Ściągają tutaj backpackersi z całego świata tworząc niepowtarzalny klimat. Nowi ludzie i niecodzienne historie rozbrzmiewały każdego wieczora w tutejszym barze. A że nasz pokój był naprzeciw baru to z naszego wypoczynku niewiele wyszło. Oczywiście pozytywnie…:)
Co ciekawe pierwszego dnia na pięciu spotkanych tam Australijczyków, aż czterech z nich było w Polsce. A gdzie? W Krakowie. Inne miasta powinny brać przykład…