Rowerowe co nieco


Skoro już wiecie, że wróciliśmy, to zanim dokończymy nasze podróżowe wpisy, w dużym skrócie napiszę co się z nami działo. Tak więc, po prawie miesięcznym pobycie w Nowej Zelandii, polecieliśmy odpocząć na Bali (uwierzcie, że odpoczynek był nam potrzebny), a potem już tylko kawałek Azji i do domu (przez Londyn oczywiście).

Czerwiec 2013 r. – powrót do kraju, zresztą dwa razy już przesuwany, stał się ostateczny. Jeszcze będąc w samolocie z Bangkoku do Londynu zastanawialiśmy się jak to dalej będzie. No bo co, po tylu miesiącach wracamy do domu no i… No właśnie, no i co dalej? Ogólnie było dziwnie inaczej. Dzień przed powrotem do Europy sprawdziliśmy prognozę pogody dla Londynu i Poznania. No i co się okazało? W Bangkoku jest cieplej niż gdyby zsumować temperatury dla tych dwóch miast… Szczerze powiedziawszy, to po tak długim czasie przy pełnym słońcu i min +30 st.nie potrafiliśmy sobie nawet wyobrazić +12 st…. A żeby było śmieszniej, po zakończonych trekkingach w Nowej Zelandii wyrzuciliśmy już nasze buty. Przecież w Azji wystarczą japonki, wracamy do Europy latem, będzie ciepło… No, to pierwsze zderzenie z rzeczywistością, a właściwie iście londyńską pogodą było brutalne. Deszcz, wiatr, zimno (dla nas mróz!), a my w japonkach. Na szczęście nie wyrzuciliśmy skarpetek, Polak potrafi… No, to wyglądaliśmy jak rasowi turyści;).Później lot do Poznania i witają nas ukochane osiedla. Jakoś tak szaro dookoła, ludzie się nie uśmiechają, nie ma gwaru, do którego już się przyzwyczailiśmy.

Ale w sumie to ja nie o tym chciałam pisać, tylko o tym co było po powrocie. I nie mam tu na myśli spotkań z rodziną, przyjaciółmi, powrotu do swojego mieszkania (i naszego kibelka;). Dopiero po powrocie do domu i przejrzeniu własnych rzeczy (niektórych nawet nie pamiętaliśmy – to odnośnie zakupomanii i przedmiotów niezbędnych do życia) uzmysłowiliśmy sobie, że brakowało nam naszych rowerów… Te poczciwe, stare, przyrdzewiałe już trochę, z ograniczoną możliwością hamowania, ale nasze rowery;). No bo co jak co, ale rowerowe epizody w czasie podróży to na palcach jednej ręki można by policzyć…

Po pierwszej przejażdżce nad Rusałkę doszliśmy do wniosku, że skoro lubimy jeździć i w miarę często to robimy, to może czas pomyśleć o nowych dwukołowcach? No i stało się! Bez zbędnych sentymentów „porzuciłam” swój stary rower (pamiętający jeszcze czasy podstawówki!) i przesiadłam się na nowiutki czerwony;) rower

P1110094

Pewnie nie uwierzycie, ale teraz bez problemu doganiam Tomka, a czasem to on mnie musi gonić!!! No, to teraz nie zostaje nam nic innego jak poznawać nowe okolice;) A kiedy jeździ się najlepiej? Kiedy nie znamy terenu, wyjeżdżamy tak daleko jak mamy ochotę w bliżej nieznanym kierunku, a później pomagając sobie jakimś urządzeniem z GPS-em, np. telefonem, próbujemy wrócić do miejsca, w którym zaczęliśmy. Oczywiście to nie sztuka wracać tą samą drogą;).

A od kolejnego wpisu wracamy już do naszych podróżowych wspomnień;)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s