Jak zapewne zauważyliście na blogu ostatnio niewiele się pojawia, nawet można powiedzieć że trochę zamarł. Oficjalnie informujemy, że żyjemy! 🙂 Nie zjadły nas żadne pająki, nie udusiły żadne węże i nie zakamuflowaliśmy się w jakiejś kryjówce w środku dżungli czy pustyni.
Za nami kolejne 100 dni podróży (razem to już 200). Każdy kolejny dzień przynosi nam nowe przygody, miejsca i ciekawych ludzi. I choć spadło nam trochę tempo, nasz laptop niestety tego nie wytrzymał. Od tego momentu to co do tej pory było oczywiste (przeglądanie zdjęć, dodawanie postów) stało się trudniejsze.
Niestety na uszkodzeniu naszego laptopa najbardziej ucierpiał blog i to co miłe dla oka, czyli nasza galeria. Jest teraz początek maja, a my dodajemy wpisy z marca – nazwijmy to delikatnym poślizgiem i przemilczmy temat póki co :-). Działamy, walczymy i staramy się nadrobić zaległości, ale uwierzcie, że nie jest łatwo…
Ameryka Południowa okazała się bardziej ucywilizowana i rozwinięta niż się tego spodziewaliśmy. Każdy kolejny kraj nie tylko pozytywnie zaskakiwał, ale także pokazywał swój odmienny charakter. Największym zaskoczeniem okazało się Peru, które oprócz bezkresnych pustyni ma do zaoferowania także plaże (choć to nie Karaiby), wiele przepięknych szlaków górskich oraz kilometry nieokiełznanej dżungli. Kraj jest tak zróżnicowany, że to tutaj wiele razy czuliśmy się jakbyśmy nagle przenieśli się w zupełnie inne miejsce na globie. Okazało się także, że w kraju tym jest jeszcze wiele zabytków, a Machu Picchu to tylko jeden z nich, choć zapewne najbardziej znany. Odwiedza ten kraj naprawdę dużo turystów, którzy podziwiają jego przepiękne krajobrazy, odkrywają tajemnicze zabytki kultury oraz zaznają uroków wielodniowych trekingów.
Widokowo bezapelacyjnie prym wiedzie rejon granicy Chile z Boliwią wraz z pobliską pustynią solną Salar de Uyuni. Miejsca te zaskakują nie tylko swą różnorodnością, ale także krajobrazami malowanymi niczym na zamówienie. Chyba jeszcze nie spotkaliśmy osoby, która powiedziałaby, że nie podobał się jej ten rejon. Zresztą czy można powiedzieć inaczej patrząc na zdjęcia?
Przez pierwsze 100 dni zwiedziliśmy 8 krajów, a w podczas kolejnych 100 już tylko pięć. W tym czasie wyliczyliśmy, że przełamaliśmy magiczną barierę 500 godzin przesiedzianych w autobusach, zdarliśmy jeden paznokieć, jeden palec przypadkiem się złamał, dopadło nas zapalenie krtani, no i standardowo zniszczyliśmy kolejne pary klapek. Czyli nie było tak źle – są ranni, ale nie ma ofiar 🙂
Za to udało nam się zmienić kontynent i teraz przed nami bardzo ambitne i intensywne zwiedzanie Nowej Zelandii (o tym już niedługo:-) . Może tam znajdziemy przysłowiowy koniec świata, bo stamtąd dalej jest już tylko Antarktyda…