Poza miastem zawsze można znaleźć ciszę i spokój. Za to miasta dają dużo więcej możliwości.
My od zawsze chcieliśmy mieszkać w mieście, bo tam coś się dzieje i wszędzie jest blisko. Gdy jakiś czas temu szukaliśmy nowego mieszkania doszliśmy do wniosku, że nawet Plewiska są za daleko. Bo zawsze jest kłopot z dojazdem, bo to już daleko od znajomych, bo tysiąc innych powodów.
A tu nagle lądujemy na Isla del Sol, czyli wyspie słońca i pewne, dotąd oczywiste dla nas rzeczy, okazują się być już inaczej postrzegane. Brak internetu czy gniazdek 220v staje się odskocznią od codziennego sprawdzania emaili i siedzenia w internecie. Oplatająca nas cisza jest od teraz wyznacznikiem spokoju. Serwowane tutaj pstrągi smakują jak nigdy dotąd, choć to chyba bardziej zasługa boliwijskiej diety opartej w 100% na smażonym kurczaku (wraz z szeroką gamą dodatków, czyli frytki lub ryż:-) ).
I tak właściwie to nic spektakularnego nas tutaj nie spotkało. A pomimo to zaczęliśmy się zastanawiać jak to będzie po powrocie w tym Poznaniu, czy aby nie za głośno…