Czy pamiętacie czasy kiedy bawiliście się w piaskownicy? Albo kiedy jechało się na wakacje z rodzicami nad morze? Chyba każdy z nas bawił się na plaży nie tylko jako dziecko, ale też jak dziecko. A co jeśli zostałoby nam to do dziś? Myślę i mam nadzieję, że w każdym z nas jest jeszcze coś z dziecka, ale na co dzień nie ma okazji, aby to pokazać.
A my mieliśmy taką szansę i to całkiem przez przypadek. Przyjechaliśmy na półwysep Coromandel podziwiać widoki, które faktycznie pozytywnie nas zaskoczyły. Ale nie to było tego dnia najfajniejsze.
Wyobraźcie sobie uczucie, gdy wchodzicie na plażę, a do brzegu dobijają bądź co bądź fale z zimną wodą z oceanu. Wy idziecie dalej i widzicie skupisko ludzi, którzy leżą w wykopanych na plaży dołkach, a z tych dołków wydobywa się para. Pod stopami czujecie, że piasek jest cieplejszy niż wcześniej. Okazuje się, że na plaży są gorące źródła. Padacie więc na kolana i zaczynacie odgrzebywać piasek w ich poszukiwaniu. Ale ciepłej wody nie ma. Kopiecie głębiej, a gdy wody nadal nie ma zmieniacie miejsce poszukiwań. Niczym poszukiwacze złota na dzikim zachodzie, próbujecie znaleźć Wasz skarb. I wtedy zaczynacie się zastanawiać, dlaczego nie pomyśleliście wcześniej i nie kupiliście w markecie jakiejś łopatki i wiaderka. Dlaczego wszyscy inni dookoła są przygotowani, a my nie? Jedyny cel to dokopać się do gorącego źródła, więc pożyczacie od najbliższej osoby profesjonalny sprzęt wydobywczy (czyt. plastikowa łopatka:-) i kopiecie dalej…
A gdy pod stopami czujecie uderzenie ciepłej, wręcz gorącej wody – misja wykonana. Prostujecie się, z dumą patrzycie dookoła i… zatracacie się w dalszej zabawie na przemian kopiąc piasek, leżąc i wygrzewając się w tak przygotowanej kąpieli. I nie ma znaczenia, która jest godzina, ile czasu już tutaj spędziliście, bo najważniejsza jest zabawa!
Tak właśnie tego dnia się czuliśmy, jak małe dzieci za dawnych lat. I tego przy okazji życzymy każdemu kto czyta ten wpis:-)