Otavalo to niewielka miejscowość na północy Ekwadoru. Pierwotnie mieliśmy jechać z Kolumbii prosto do Quito, a spędziliśmy tutaj prawie tydzień.
I dobrze, bo trafiliśmy na wielki targ, który odbywa się tutaj co sobotę. Indianie sprzedają na nim swoje ręcznie robione rzeczy – czapki, torby, swetry i wszystko to, co jest potrzebne do życia.
W okolicy znajduje się wiele ciekawych miejsc, które można zwiedzić samemu, bez przewodnika. To coś dla nas…:-) Jednym z nich jest Laguna Cuicocha, którą można obejść dookoła. Ścieżka prowadzi przez szczyty okolicznych gór. Umożliwia to podziwianie widoków z każdej strony. Krater wulkanu jest zalany wodą, a w środku są dwie niewielkie wyspy. Z drugiej strony mamy widoki na okoliczne wioski, góry i wulkany. Całość robi niesamowite wrażenie, a dodatkowo można podziwiać wiele odmian kwiatów i roślin, które w większości są wykorzystywane przez Indian do celów leczniczych. Na koniec kilkugodzinnej wycieczki miła niespodzianka. Rosnące przy drodze sosny dają specyficzny zapach i sprawiają, że czujemy się jak w polskim lesie;)
W pobliżu znajduje się także jedno z największych jezior w Ekwadorze, ale nie robi na nas specjalnego wrażenia, więc udajemy się do Parku Kondora. Tutaj mamy szczęście, bo trafiamy na pokazy połączone z lekcją historii i opowieściami o tych ptakach. Szkoda tylko, że prawie nic nie rozumiem. Za to ptaki robią wrażenie. I to nie tylko kondory.
Generalnie Ekwador pozytywnie nas zaskoczył. Od samej granicy większość czasu jechaliśmy dwupasmową drogą pośród gór. Wszystkie miejsca jakie odwiedziliśmy były naprawdę dobrze przygotowane na odwiedziny turystów. I wszystkie atrakcje były za darmo. No może czasami byliśmy poproszeni o jakiś datek na utrzymanie infrastruktury, ale to już dobrowolnie. Tak też było z niewielkim wodospadem, którego nazwa jest tak osobliwa, że pytając ludzi o drogę do niego, łamaliśmy sobie język, ale było warto;)