Hotel 25


Nasza ostatnia podróż po otwartym morzu trwała niespełna dwa dni, ale z pewnością będziemy ją długo pamiętać. Po dotarciu do Cartageny o niczym nie myśleliśmy tak bardzo, jak tylko udać się do najbliższego hotelu i trochę odpocząć. Po wyjściu na stały ląd trochę nami jeszcze bujało, ale dzielnie staraliśmy się iść w linii prostej. Znalezienie jakiegoś lokum też nie było takie proste, ale w końcu się udało. Mamy pokój na najwyższym piętrze, z małym tarasem i miejscem do posiedzenia. Nareszcie będziemy spać w normalnym łóżku;)

Gdy rano otworzyłem oczy, ku mojemu zdziwieniu, pokój bujał się na lewo i prawo. Ale o co chodzi, przecież wczoraj nic nie piłem! Już myślałem, że wciąż jesteśmy na łodzi. Przecież to niemożliwe! Jesteśmy w hotelu, a jego wejście jest z ulicy, więc pokój nie ma prawa się ruszać! Nic to nie pomogło. Tak czy inaczej pokój bujał się dalej. Na szczęście, po godzinie wszystko wróciło do normalności. Jeszcze nigdy  tak się nie cieszyliśmy, że jesteśmy na lądzie;)

Po tak ciekawym poranku,  udaliśmy się pozwiedzać okoliczne zabytki. Ze względu na bardzo wysokie temperatury, spacer tutejszymi uliczkami okazał się bardziej męczący, niż myśleliśmy. Po kilku godzinach wróciliśmy do hotelu trochę odpocząć. Postanowiliśmy zrobić sobie krótką drzemkę. Spaliśmy jak dzieci. Nagle się budzimy, czujemy coś mokrego na naszych nogach. Było ciemno, nie wiedzieliśmy co się dzieje. Nie wiedziałem czego się spodziewać. Może do naszego pokoju dostał się hotelowy pies i postanowił załatwić tutaj swoje potrzeby, albo zakradło się jakieś dzikie zwierzę, które liże nam nogi i zaraz zacznie nas konsumować… Szybko wyskoczyłem spod pościeli i zapaliłem światło. Okazało się, że w naszym pokoju zwyczajnie padał deszcz wprost na nasze łóżko… Na dworze zresztą też padało, ale nie bardzo nas to interesowało. Jola chwyciła reklamówkę starając się złapać do niej jak największą ilość wody, a ja pobiegłem zawołać kogoś z obsługi. Moim łamanym hiszpańskim próbowałem wytłumaczyć co się dzieje i że trzeba to naprawić. Nie bardzo wiedzieli o co mi chodzi, patrzyli na mnie dość dziwnie, ale udało mi się ściągnąć kogoś do pokoju. Pan z obsługi ze stoickim spokojem powiedział, że po prostu coś stało się z dachem i poszedł. Po chwili dostaliśmy wielką miskę, aby nie zalało nam całego pomieszczenia, a po paru minutach zupełnie przestała lecieć woda. A my, jakby nigdy nic, położyliśmy się dalej spać.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s